Minęło 12 miesięcy, przejechaliśmy 70 tysięcy kilometrów i szczęśliwie powróciliśmy do Polski.

Polska, Niemcy, Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, Syria, Jordania, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Malawi, Zambia, Zimbabwe, Botswana, RPA, Namibia, Angola, D.R. Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretania, Sahara Zachodnia, Maroko, Hiszpania, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja, Polska

Twelve months on from our departure, and with 70,000 km behind us, we're now back, safe and sound, in Poland.








English
Polski

piątek, 28 maja 2010

Syria, 13.05.2010 – czwartek, Damaszek

Damaszek to moloch w którym mieszka 3 miliony ludzi i także jedno z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast na ziemi. Potoki samochodów rozlewają się bezładnie w różnych kierunkach by w końcu w pobliżu centrum stanąć w potężnym korku. Znaleźć miejsce do zaparkowania to nie lada sztuka – potrzeba dużo samozaparcia. Starówka jest bardzo gęsto zabudowana. Nie ma tu większych skwerów czy placów. Potężny Meczet Umajjadów, jeden z czterech najważniejszych dla muzułmanów, jest jakby siłą wciśnięty w sieć wąskich uliczek.

W 2001 roku Jan Paweł II modlił się w nim u grobu Jana Chrzciciela. Aby do meczetu wejść kobiety muszą przywdziać szaty które zakryją ich figury; chyba dla muzułmanów sam kształt kobiecego ciała jest czymś grzesznym.

Dłuższy czas spacerowaliśmy po ulicach starego miasta ale z chęcią uciekaliśmy do krytych bazarów by chronić się od gorąca i też zrobić małe zakupy.

Suszone figi, morele, przyprawy z całego świata, orzechy i oryginalne, bogato zdobione stroje przyciągały nasz wzrok. Oczywiście nie brakowało też wyrobów chińskiego przemysłu dziewiarskiego tak dobrze znanych z naszych rynków. Naszym top zakupem zostały mydła z Aleppo, zrobione z oliwy z oliwek i oleju laurowego.

Na bazarze podeszliśmy do biednie wyglądającego starszego pana, który miał mikro stoisko na kółkach i sprzedawał landrynki. Chciałem zapytać go o drogę do któregoś z zabytków, ale mój arabski nie jest zbyt dobry i długo dukałem bez skutku. W końcu, ku obopólnemu zadowoleniu, pan zaproponował przejście na język rosyjski. Okazało się, że Ibrahim 8 lat studiował w Moskwie i ukończył dwa fakultety, w tym niestety literaturę rosyjską. Teraz, przeganiany przez policję z miejsca na miejsce, by wyżyć sprzedaje cukierki i ledwie wiąże koniec z końcem. Do swego ciężkiego losu podchodzi jednak z filozoficznym spokojem; może filozofia to był drugi kierunek studiów jaki ukończył? Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, zostaliśmy poczęstowani bardzo mocną kawą z buteleczki, pan jeszcze wspomniał jak to smakowała mu wódeczka i niestety musieliśmy się rozstać. Trochę było nam smutno po tym spotkaniu i później jeszcze kilka razy wracaliśmy pamięcią do tych kilku chwil spędzonych na rozmowie z miłym starszym panem.

Z Damaszku skierowaliśmy się na Bosrę. Było już dosyć późno ale jechaliśmy bardzo wolno nie mogąc oderwać wzroku od otaczającego nas krajobrazu. Wszędzie leżały głazy z porowatego bazaltu, bo cały region był kiedyś potężnym, prehistorycznym wulkanem. Z mniejszych głazów rolnicy ustawili koronkowe mury na grubość jednego kamienia, przez które pięknie przebijało się światło zachodzącego słońca. Minęliśmy beduińskie wesele, ale mimo zaproszenia nie skorzystaliśmy z okazji do zabawy, za to za kilka chwil, pytając o drogę, przystaliśmy na zaproszenie na herbatę. Herbata przerodziła się w kolację i opiekę medyczną – okładanie ręki lodem, bandażowanie i polewanie jej spirytusem. Trafiliśmy do domy Mouhila, emerytowanego inżyniera rolnictwa i Ghany – nauczycielki. Kolacja była prosta, ale pyszna: oliwki i warzywa z własnego ogródka, biały ser, jogurt, pyszne przyprawy.

Bardzo szybko rozmowy zeszły na tematy polityczne. Mouhil został ranny podczas Izraelskich nalotów odwetowych podczas wojny Yom Kippur i widać, że niestabilna sytuacja w regionie jest przyczyną obaw co do przyszłości. Pokój to słowo które bardzo często słyszeliśmy od ludzi w Syrii, podkreślających, że jesteśmy jedną wielką rodziną i powinniśmy się kochać, a nie zabijać. Mouhil i Ghana są muzułmanami ale kobiety w ich rodzinie nie ubierają się od stóp do głów w czarne stroje tylko preferują ubrania dobrze nam znane z Europy, i nawet z pewnym brakiem zrozumienia traktują ten ortodoksyjny sposób zakrywania kobiet przed oczami innych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy