W drodze do Berlina zawitaliśmy do uroczo położonej w lesie miejscowości Jodłów, gdzie umówiliśmy się na weekend z rodziną Smulikowskich, dzięki których gościnności poczuliśmy się jak w domu. Mieliśmy okazję jeszcze raz przepakować samochód, tak aby dało się korzystać z łóżka, które do tej pory było pokryte grubą warstwą mniej lub bardziej potrzebnych na wyprawie rzeczy. Pięć godzin sortowania, przekładania i upychania i wszystko zrobione. Niestety już zdążyliśmy dokupić co nieco i znowu łóżka nie widać! Przesiadując nieprzyzwoicie długo w niedzielny wieczór, w miłym towarzystwie 'Cioci Basi', doczekaliśmy późnej nocy, na skutek czego następnego dnia zwlekliśmy się z łóżek zbyt późno by zdążyć na 10 rano do Berlina, w związku z czym musieliśmy kolejny dzień poczekać na wydanie wizy wjazdowej do Sudanu. Rozrywkę, wikt i opierunek podczas pobytu w stolicy Niemiec zapewniała nam kolejna nasza rodzina. Ciocia Ewa wraz z kuzynostwem znowu doprowadzili nas do łez i bólu brzucha z powodu potężnej dawki śmiechu.
Dzisiaj popołudniu ruszyliśmy w dalszą trasę na południe i dotarliśmy na razie do Pragi. Planujemy przejechać tak szybko jak to możliwe przez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię, Grecję i Turcję do Syrii, gdzie rozpoczniemy spokojniejszą część naszej podróży.
Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy do tej pory z stoickim spokojem znieśli nasz najazd i wywołaną nim dezorganizację. Pozdrawiamy Was kochani bardzo gorąco!
Subskrybuj:
Posty (Atom)