Jinja nosi miano ugandyjskiej stolicy adrenaliny. Jeżeli komuś jej w życiu brakuje to znajdzie tu sposób na jej podniesienie. Za namową Bianci i Joosta postanowiłem spróbować raftingu. Zapewniali mnie, że to świetna zabawa i się skusiłem. Nie wiedziałem co mnie czeka, w pamięci miałem jakieś filmy, na których ludzie wypadają z pontonów jak wystrzeleni z procy i na dodatek dowiedziałem się, że do pokonania będziemy mieli kilka przepraw kategorii 5, czyli najtrudniejszej do przepłynięcia. Wsiadłem do pontonu pełen obaw, ale początki były spokojne. Uczyliśmy się wiosłować, wypadać z pontonu i wdrapywać się z wody na jego pokład. Zapewniono nas, że najdłuższy czas jaki trzeba wytrzymać pod wodą to nie więcej niż 10 sekund, no chyba, że trafi się do wiru, który nas nigdy nie wypuści na powierzchnię. Podbudowany tymi wiadomościami wiosłowałem raźno w kierunku naszej pierwszej poważnej przeszkody: Bujagali Falls.
Żałuję, że nie miałem wcześniej okazji spróbować raftingu i od razu skoczyłem do głębokiej wody. Z pewnością zdobyte wcześniej doświadczenie pozwoliłoby w pełni cieszyć się ze spływu Białym Nilem. Oczywiście jako jedyny z blisko 50-cio osobowej grupy wpadłem na podwodne skały i rozciąłem sobie nogę. To naprawdę jakaś niefartowna noga jest: kilka lat temu walnąłem ją 3 kg młotkiem i mam teraz wgniecenie w kości, 2 lata temu pośliznąłem się wychodząc spod prysznica i skończyło się na założeniu szwów, teraz podwodna, ostra jak brzytwa skała która wyrwała mały kawałeczek mięska i wszystko to na bolącej jak cholera piszczeli. A może z właścicielem nogi jest coś nie w porządku?
Rafting przeżyłem, jeszcze nie wiem, czy mi się podobało czy nie, ale po zderzeniu ze skałą miałem lekkiego pietra i wolałbym już więcej tak bliskich spotkań z twardą materią nieożywioną nie przechodzić
Oto kilka zdjęć na których, wydaje mi się, wyglądam jakbym się nie bał albo jestem już pod wodą i dlatego tylko je publikuję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz