Następnego dnia postanowiliśmy wstać wcześniej i przekroczyć granicę etiopsko-kenijską. Jak zwykle jednak pospaliśmy trochę dłużej niż planowaliśmy i postanowiliśmy jeszcze odwiedzić naszych nowych znajomych w ich hotelu. Mirko bardzo źle się czuł, miał wysoką gorączkę i prawdopodobnie złapał malarię. Posiedzieliśmy z Draganem jakiś czas i ruszyliśmy do Omorate. Dlatego, że postanowiliśmy przekroczyć granicę w Banya Fort przy jeziorze Turkana, musieliśmy najpierw pojechać do Omorate by w tamtejszym urzędzie imigracyjnym przybić pieczęć potwierdzającą wyjazd z Etiopii. Przez Omorate przepływa rzeka Omo, którą można przekroczyć jedynie łodziami. Budują tu co prawda most, ale trwa to już wiele lat i końca prac nie widać, coś jak z naszymi autostradami. Większość ludzi używa tu dłubanek. Podziwiałem fantazyjne kształty tych łodzi i z myślą o Waldku postanowiłem zrobić ich zdjęcie. Właściciel jednej z nich krzyczał coś oburzony i myślę, że obowiązywał tu zakaz fotografowania by nie wykraść miejscowej technologii budowy dłubanek. Patrząc na te łódki wydaje się, że nie powinny one przepłynąć ani metra, a jednak to działa.
Następnie trzeba się cofnąć około 30 km i skręcić w trak prowadzący do granicy. Po około godzinie jazdy dojechaliśmy do miejsca gdzie stało kilka szałasów i rezydowali w nich policjanci etiopscy. Sprawdzili, czy podbiliśmy paszporty i pozwolili jechać dalej.
Tak naprawdę nie wiem kiedy przekroczyliśmy granicę bo po drodze nie było żadnych posterunków kenijskich. Do miasteczka Ilaret w Kenii dotarliśmy pod wieczór i od razu pojechaliśmy na policję by zarejestrować nasz przyjazd. Po przejechaniu przez 14 krajów i po 18 000 kilometrów dojechaliśmy do Kenii!!! Noc spędziliśmy na terenie katolickiej misji w Ilaret.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz