Minęło 12 miesięcy, przejechaliśmy 70 tysięcy kilometrów i szczęśliwie powróciliśmy do Polski.

Polska, Niemcy, Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, Syria, Jordania, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Malawi, Zambia, Zimbabwe, Botswana, RPA, Namibia, Angola, D.R. Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretania, Sahara Zachodnia, Maroko, Hiszpania, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja, Polska

Twelve months on from our departure, and with 70,000 km behind us, we're now back, safe and sound, in Poland.








English
Polski

piątek, 21 maja 2010

Syria, 10.05.2010 – poniedziałek. Wypadek nr 2

Tego dnia Postanowiliśmy odwiedzić założone na pustyni miasto Sergiopolis. Nazwano je tak na cześć św. Sergiusza, który będąc żołnierzem rzymskim wyznawał chrześcijanizm i odmówił oddania hołdu Jupiterowi. Spotkała go za to sroga kara: po ciężkich torturach został zgładzony. Wcześniej jednak zajechaliśmy do położonego na uboczu od głównych szlaków turystycznych miasta Ar Raqa. Poszliśmy do lokalnej jadłodajni na zawijane w wyglądające jak naleśniki chlebki falafle z dużą ilością warzyw i mięty. Dodatek pasty sezamowej, humusu i małej ilości ostrej papryki sprawił, że byliśmy w kulinarnym siódmym niebie. Z wielkiej metalowej skrzyni z kranem nalano nam porcję solonego mleka, a na koniec odmówiono przyjęcia zapłaty za posiłek, Syryjska gościnność jeszcze raz dała o sobie znać. Wróciliśmy do samochodu bardzo ukontentowani lecz sielanka nie trwała zbyt długo. Panował duży ruch na drodze i niestety po ujechaniu kilkuset metrów usłyszeliśmy huk i dźwięk prasowanej blachy. Wysiadająca z taksówki kobieta otworzyła drzwi prosto w nasz jadący samochód , czego efektem jest wgnieciony błotnik i drzwi. Przed większymi startami uratował nas snorkel który ani drgnął pod impetem uderzenia.

W kiepskich nastrojach dojechaliśmy do Sergiopolis. Było bardzo gorąco i duszno więc zaczęliśmy od zimnego napoju dla ochłody i na spuchniętą rękę Basi. W beduińskim zajeździe spotkaliśmy syryjskiego przewodnika, który obwozi co bogatszych turystów na kilku bądź kilkunastodniowe wycieczki. Mieszka w Aleppo i w turystyce pracuje już 20 lat. Przyznał, że czasami ma dosyć swojej pracy ale nie ma wyjścia bo sytuacja w kraju nie pozwala na zbytnie wybrzydzanie. W ciągu ostatnich 2 lat, po otwarciu rynku, ceny na podstawowe artykuły spożywcze wzrosły 3-krotnie. Dodatkowo bezrobocie wzrosło do około 20%. Jego małżonka prawniczka nie ma pracy, a trzej synowie którzy ukończyli studia także nie mają zatrudnienia; by utrzymać rodzinę musi więc pogodzić się z tym, że czasami nie ma go w domu przez cały miesiąc.

Sam Sergiopolis robi duże wrażenie również z tego powodu, że niektóre miejsca udostępnione dla zwiedzających są dosyć niefrasobliwie zabezpieczone i robią wrażenie, że lada moment runą z impetem.


Dalej obraliśmy kierunek na Palmyrę. Udało nam się trochę zagubić i w pewnym momencie asfalt zamienił się w pustynny trak – czyli to co tygryski lubią najbardziej. Upał nie dawał za wygraną, a do tego zaczęło bardzo mocno wiać i skończyło się klasyczną burzą pyłową. Było bardzo duszno i raczej niż kisić się w aucie bez możliwości otwarcia okien postanowiliśmy przenocować w hotelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy