W niedzielę rano przyszło nam się pożegnać z Hashimem i Selmą. Uroniliśmy kilka łez podczas rozstania i ruszyliśmy w trasę. Obraliśmy kierunek przez pustynię Bayuda do Atbary, po drodze zjeżdżając z asfaltu by się nieco rozejrzeć po okolicy. Pustynia w tej okolicy jest ładna i łatwa do przejechania samochodem terenowym. Podłoże jest twarde, a nieliczne łachy piachu nie stanowią problemu. Krajobraz urozmaicony jest górkami które są pozostałością po aktywnych niegdyś w tym rejonie wulkanach. Jako, że pogoda nam dopisywała (ustąpiła już burza pyłowa) wnętrze samochodu nagrzało się do temperatury piekarnika i w tych miłych okolicznościach mogliśmy podziwiać piękne widoki. Korzystając z rady Omdego uszyłem sobie w Karima miejscowy strój arragi który jest lekki i przewiewny ale dostatecznie chroni przed słońcem. Dzięki niemu lepiej znosiłem sudańskie upały.
Dojeżdżając do Atbary zostaliśmy zatrzymani przed mostem na Nilu i poproszeni o dokumenty. Policjant wziął mój paszport i zaczął udawać, że czyta po chińsku. Ogromna ilość Chińczyków pracuje w Sudanie a Sudańczycy nie rozróżniają Azjatów od Europejczyków i pewnie dlatego zostaliśmy wzięci za Chińczyków. Ale żeby zaraz alfabet łaciński czytać po chińsku?
Atbara nie należy do zbyt pięknych miast, więc czym prędzej ją opuściliśmy kierując się na południe w stronę Chartumu. Przed wieczorem dojechaliśmy do piramid w Begrawiya i tam zostaliśmy na noc, w ładnym miejscu pomiędzy górkami. Niestety tego dnia, ku rozpaczy Basi, Anglia przegrała z Niemcami 1:4.
Rano wyjechaliśmy z zamiarem odwiedzenia dwóch zabytkowych kompleksów świątynnych z czasów meroickich: Musawarat as Sufra i Naqa. Znajdują się one w odległości około 30 km na wschód od drogi na Chartum. Wyjeżdżając spod piramid dostrzegliśmy szlak prowadzący w pustynię i w nadziei, że nas doprowadzi do obranego przez nas celu ruszyliśmy nim w nieznane. Początkowo kamienista droga zmieniła się w piaszczystą a później poprowadziła nas przez wielkie wadi (miejsca w których w porze deszczowej zbiera się woda i którymi niegdyś płynęły rzeki) Jako, że w wadi stosunkowo łatwo o wodę, bo występuje ona na małej głębokości, porośnięte są one bujną roślinnością (jak na warunki pustynne oczywiście) i mnóstwem drzew. Pomiędzy drzewami ludzie budują swoje domostwa i zajmują na swe osady bardzo rozległe tereny. Co jakiś czas mijaliśmy ludzkie zagrody. Niestety nasza droga nie chciała nas doprowadzić do świątyń i musieliśmy z niej zjechać i ruszyć na azymut. Wjechaliśmy w teren który był płaski jak przysłowiowy stół i jechało się nam szybko i przyjemnie do czasu dotarcia do niewielkich kamienistych wzniesień. Na szczęście w jednej z mikro osad zostaliśmy skierowani na trak zrobiony przez ciężarówkę która jeździ tędy w miarę regularnie. Zostaliśmy też poczęstowani z koziego bukłaka wodą która miała smak wędzonki. Myślimy, że wędzenie kozich skór zabezpiecza je przed szybkim zepsuciem przy kontakcie z wodą.
Zrobiliśmy po pustyni wielkie koło i musieliśmy wrócić do asfaltu w okolicy miasta Szendi, by stamtąd odnaleźć szlak prowadzący do świątyń. Odwiedziliśmy Musawarat i Naqa, zatrzymaliśmy się przy jednej z licznych w tej okolicy studni i już w ciemnościach wróciliśmy do asfaltu by kontynuować naszą podróż do Chartumu. Dotarliśmy do niego późno w nocy i zamieszkaliśmy na dużym kampingu na południe od centrum miasta
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
supcio
OdpowiedzUsuń