Dongolę od Starej Dongoli dzieli dystans około 200 km. Do wyboru są dwie drogi: po wschodniej lub zachodniej stronie Nilu. Postanowiliśmy pojechać po wschodniej stronie ponieważ jest to bardziej malownicza trasa i dodatkowo leżą przy niej ruiny świątyni w Kawa. Z samej świątyni pozostało już niewiele: kilka fragmentów kolumn, bloki kamienne wystające na kilkanaście centymetrów z ziemi, ukazujące zarys budowli. Na powierzchni w dużych ilościach zalegają fragmenty ceramiki. Zwiedzanie nie zajęło nam zbyt dużo czasu i jako, że zapowiadał się kolejny dzień z temperatura około 46 stopni Celsjusza w cieniu niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę. Prowadzi ona przez szereg wiosek usytuowanych nad brzegiem Nilu. Większość czasu szlak jest twardy, szutrowy, ale w pewnym momencie na horyzoncie ukazują się wydmy które schodzą aż do wody i nie ma rady, trzeba przez nie przejechać. Wioski które leżą wśród tych wydm wyglądają bardzo malowniczo. Czasami piach tworzy wielkie wały wokół budowli, jakby grożąc i dając do zrozumienia, że ludzkie wysiłki okiełznania przyrody są skazane na niepowodzenie.
Wczesnym popołudniem zatrzymaliśmy się w cieniu palm by nieco odpocząć i nabrać sił na dalszą drogę, po czym posileni i wzmocnieni kontynuowaliśmy przejazd. W pewnym momencie wielkie połacie piachu się skończyły i wjechaliśmy w kamienisty teren, na szutrowy trak, który ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zmienił się we wspaniały asfalt.
Dojechaliśmy do Starej Dongoli i zatrzymaliśmy się przy ruinach kościoła. Ledwie wyszliśmy z samochodu od razu podszedł do nas jakiś człowiek. Spytał skąd jesteśmy i na naszą odpowiedź, że jesteśmy z Polski przywitał nas słowami „Dzień dobry”. Okazało się, że trafiliśmy na Dafallę. Pracuje on od wielu lat z polskimi archeologami, którzy prowadzą tu od dziesięcioleci wykopaliska na bardzo ciekawych stanowiskach. Klasztor eksplorowany przez Stefana Jakobielskiego z pięknymi malowidłami naściennymi to jeden ze wspanialszych zabytków jaki pozostał w Nubii po czasach chrześcijańskich.
Dafalla zaprosił nas do swojego domu gdzie poznaliśmy jego żonę Atyat. Powspominaliśmy wspólnych znajomych z Polski, pospacerowaliśmy po wiosce, wykąpaliśmy się w Nilu. Później obejrzeliśmy mecz piłkarski Sudan kontra Tunezja zakończony wynikiem 2:6, zjedliśmy kolację i zostaliśmy na noc w domu naszych nowych znajomych.
Następnego dnia zwiedziliśmy pozostałości dawnej stolicy średniowiecznego państwa Makuria. W stosunkowo niewielkiej od siebie odległości znajdują się klasztor, pozostałości kościołów i cytadela więc zwiedzanie nie zajmuje zbyt dużo czasu , co jest ważne kiedy na głowy leje się żar z nieba.
Po powrocie do domu spędziliśmy jeszcze trochę czasu z naszymi znajomymi. Dafalla i Atyat poznali się dzięki pracy na prowadzonych przez polskich archeologów wykopaliskach. Mieszkają w skromnym, przytulnym domu, który Dafalla aktualnie rozbudowuje o nową izbę. W sezonie zimowym obydwoje pracują u polskich archeologów gdzie zajmują się ich domem i gotują. Pozostałą część roku, by móc utrzymać rodzinę, Dafalla najmuje się do prac budowlanych. Znany jest też ze swoich zdolności artystycznych, pisze piosenki i gra na lokalnym instrumencie który zwie się tambur. Atyat, nim poznała Dafallę spędziła sporo czasu w Egipcie gdzie w Assuanie ukończyła studia. Teraz zajmuje się domem ale także studiuje Koran. Jako jedyna i chyba pierwsza kobieta została przyjęta na nauki u lokalnego Szejka.
Kilka lat temu, kilkanaście dni w domu Dafalli i Atyat spędził nasz kolega Jacek ze swoim przyjacielem Arturem Rojkiem z Myslowitz. Tak więc mieliśmy okazję poznać znajomych lubianego przez nas artysty.
Niestety przyszedł czas pożegnać się z gospodarzami bo jeszcze tego samego dnia chcieliśmy dojechać do Karimy. Tuż przed zachodem słońca dotarliśmy do niej piękną, asfaltową drogą ale udało się nam znaleźć ładne miejsce na nocleg zaraz za miastem, pomiędzy górkami. Niestety znowu wiał bardzo gorący, pustynny simum i ciężko było nam zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz