czwartek, 1 lipca 2010
Egipt, Asuan, 12-15,06,2010
Czas spędzony w Asuanie upływał nam na załatwianiu formalności celnych i administracyjnych związanych z opuszczeniem Egiptu. W sobotę rano spotkaliśmy się z Panem Salahem, przedstawicielem linii promowych obsługujących połączenie Asuan – Wadi Halfa (Sudan). Poznaliśmy tam parę sympatycznych Holendrów, którzy 27-letnią Toyotą jadą do Kapsztadu.
Otrzymaliśmy od Pana Salaha wskazówki co i w jakiej kolejności należy zrobić by zdać egipskie tablice rejestracyjne i móc opuścić kraj faraonów. Najpierw pojechaliśmy na policję, by otrzymać zaświadczenie o tym że nie popełniliśmy żadnych wykroczeń drogowych. Na miejscu okazało się, że policjanci mają problem natury technicznej bo brzeszczotem do metalu próbują przyciąć dosyć spore konary starego drzewa przed wejściem do komisariatu, kalecząc sobie ręce bez naruszenia drzewa. Przyszliśmy im z pomocą i z bagażnika wyciągnęliśmy nowiutką, ostrą jak brzytwa, składaną piłę Fiskarsa zakupioną za namową Traska. Policjantom wyszły oczy z orbit i szczęki opadły do poziomu chodnika kiedy poznali skuteczność tej „broni” w zwalczaniu rozpleniającej się bez ograniczeń przyrody. Załapaliśmy duże plusy i już po dziesięciu minutach zaświadczenia były gotowe! Udało nam się też stargować cenę wystawienia tego dokumentu do 10 funtów egipskich (później dowiedzieliśmy się, że powinny one być wystawione za darmo, ale słyszeliśmy też o ludziach, którzy płacili po 50 funtów). Z policji udaliśmy się do wydziału ruchu drogowego, który przypominał biura egipskich urzędników z filmu Asterix i Obelix w Krainie Faraonów: nikt nic nie wie, tłum ludzi dookoła napiera na siebie nieustannie, na zadawane pytanie nie otrzymujemy odpowiedzi, ewentualnie jesteśmy kierowani do innych okienek. Z pomocą nam przyszedł miejscowy człowiek ze znajomościami w urzędzie: wziął od nas dokumenty i przerzucił nad okienkiem do swojego kolegi. Po pięciu minutach wszystko było załatwione i wróciliśmy do biura Pana Salaha. Spotkaliśmy tam dwóch potężnych motocyklistów, którzy właśnie przyjechali do Asuanu i mieli nadzieje, że uda im się popłynąć poniedziałkowym promem razem z nami. Była to para Bułgarów, którzy w szaleńczym dla nas tempie, w ciągu siedmiu dni, dojechali tu z Sofii.
Czas który pozostał do odpłynięcia promu umilaliśmy sobie spacerami po mieście, zakupami na suku i zwiedzeniem wspaniałego Muzeum Nubijskiego.
Na prom mieliśmy się zgłosić w poniedziałek o 10 rano. Spóźniliśmy się z pół godziny i otrzymaliśmy reprymendę od człowieka załatwiającego sprawy celne. Było to o tyle dziwne, że później przez 10 godzin siedzieliśmy pod drzewkiem obserwując jak tragarze mozolnie obciążają prom i barkę towarową, na której miały płynąć nasze samochody i motory, kolejnymi tonami lodówek, cukierków, piekarników, części samochodowych, klimatyzatorów, śrub, arkuszy blachy, anten satelitarnych, dżemów, itd, itp – a wszystko do rzucone na kupę bez ładu i składu.
Tuż przed zachodem słońca powiedziano nam, że możemy wjechać samochodem na barkę. Był tylko jeden problem: towarów było tak dużo, ze zajmowały część i tak niewielkiego miejsca przeznaczonego na auta. Dodatkowo trapy służące do wjazdu miały tak wąski rozstaw, że opony naszego Patrola „załapywały” się na nie tylko w połowie swojej szerokości – po pół opony z każdej strony wisiało w powietrzu i do tego wszystkiego na barkę miałem wjechać tyłem! Skończyło się to na zderzeniu z wystającym piekarnikiem, urwanym plastikowym poszerzeniem błotnika i awanturą z tragarzami, na których wymusiliśmy w końcu przeniesienie części towarów poza obrys miejsca przeznaczonego na samochody.
Po załadowaniu aut weszliśmy na prom, gdzie razem z 750-cioma innymi pasażerami mieliśmy spędzić następne 17 godzin. Wszystkie pokłady były zajęte przez towary i ludzi; każdy starał się jak mógł wygospodarować dla siebie wystarczającą ilość miejsca by nadchodzącą noc móc spędzić na leżąco – prom wyglądał jak statek dla uchodźców.
Byliśmy szczęśliwi, że udało nam się zarezerwować kabiny I klasy i w miarę spokojnie (choć w wielkim brudzie i smrodzie z przelewających się toalet zaraz za drzwiami) przeczekać do rana i nie być niepokojonymi, jak nasi holenderscy znajomi z sąsiedniej kabiny, nocnymi odwiedzinami szczurów wspinających się po ich ciałach. Pierwsza klasa – słono sobie każą płacić i nie każdy może doświadczyć takiego luksusu!
Nasi nowi znajomi Bułgarzy znaleźli tylko miejsce dla jednej osoby na górnym pokładzie i przyjęli system sił specjalnych: jedna osoba czuwa a druga śpi i co dwie godziny zmiana. Oprócz Bułgarów promem płynęli jeszcze dwaj inni motocykliści: Niemiec i Kanadyjczyk jadący wspiąć się na Kilimandżaro. Kilka najbliższych dni mieliśmy spędzić razem w Wadi Halfa w oczekiwaniu na przypłynięcie i rozładunek barki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz