Minęło 12 miesięcy, przejechaliśmy 70 tysięcy kilometrów i szczęśliwie powróciliśmy do Polski.

Polska, Niemcy, Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, Syria, Jordania, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Malawi, Zambia, Zimbabwe, Botswana, RPA, Namibia, Angola, D.R. Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretania, Sahara Zachodnia, Maroko, Hiszpania, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja, Polska

Twelve months on from our departure, and with 70,000 km behind us, we're now back, safe and sound, in Poland.








English
Polski

środa, 30 czerwca 2010

Egipt, Pustynia Biała, wtorek 08,06,2010



Wstaliśmy wcześnie rano i po ponownej kąpieli w źródle ruszyliśmy w dalszą drogę do serca Białej Pustyni. Po niedługim czasie spotkaliśmy dwóch Beduinów wypasających stada wielbłądów. Wymieniliśmy pozdrowienia, zjedliśmy wspólnie trochę daktyli, panowie powiedzieli, że widzieli światła naszego samochodu w nocy i wiedzieli, że ktoś nocuje w okolicy.


Po krótkiej chwili pożegnaliśmy się i ruszyliśmy szlakiem prowadzącym przez wydmy, więc mieliśmy po raz pierwszy okazję poćwiczyć przeprawianie się przez nie. Po około dwóch godzinach trawersowania diun i pokonywania kamiennych równin dotarliśmy do cudownego miejsca jakim jest „las” wapiennych formacji skalnych. Przez bardzo długi czas jeździliśmy od grzybka do grzybka zauroczeni i fantastycznymi kształtami.

Samotnie przemierzając pustynię zmierzaliśmy w kierunku oazy Farafra. Po drodze napotkaliśmy na tymczasowy obóz turystyczny. Przebywało w nim kilku Egipcjan; zapytaliśmy ich o drogę i zostaliśmy ostrzeżeni, że wiedzie ona przez bardzo grząski piach. Zalecili bardzo mocne spuszczenie powietrza z kół i pokazali niezwykle ciekawy sposób oceny prawidłowego ciśnienia powietrza w oponach na takie ciężkie warunki: otóż spuszczając powietrze klepie się dłonią w bok opony do momentu kiedy guma zaczyna falować jak galareta wyciągnięta z lodówki – teraz możemy ruszać w pustynię.

Do Farafry dotarliśmy bez przeszkód, uzupełniliśmy zapasy wody i ruszyliśmy w stronę oazy Dakhla. Na nocleg wybraliśmy miejsce osłonięte od wiatru przez wzgórza i okazało się, że nie byliśmy jedynymi istotami w tym zakątku, bo gdy było już ciemno dookoła nagle zobaczyliśmy parę wielkich świecących oczu przy misce z praniem. Przyszedł nas odwiedzić lisek pustynny, krążył wokół auta licząc na poczęstunek i był tak ośmielony, że podchodził do nas na półtora metra. Nie mieliśmy mięsa, ale bardzo mu smakowały winogrona i jabłka.

A tak wyglądało niebo tej nocy nad miejscem naszego kempingu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy