W poniedziałek 18 października dojechaliśmy do Nyanga, gdzie w małym warsztacie wymieniliśmy olej w skrzyni biegów. Pracujący w warsztacie mechanik zaczął cicho, tak by nikt inny nie słyszał, opowiadać nam o sytuacji politycznej w kraju. Mówił, że dwa lata temu mieszkało w Nyanga wielu białych, którzy prowadzili prywatne firmy, między innymi i ten warsztat samochodowy. Około 15 różnych firm zostało przejętych przez jedną osobę związaną z reżimem i doprowadzonych zostało do ruiny. Biali mieszkańcy musieli opuścić swoje domy i rozjechali się po świecie. Podczas naszej rozmowy do warsztatu zawitał pewien jegomość, na widok którego nasz rozmówca zamilkł. Jak się później dowiedzieliśmy był to pracownik służby bezpieczeństwa, który przyszedł sprawdzić kto i po co zawitał do jego miasteczka. Pożegnaliśmy się z mechanikiem i pojechaliśmy do parku narodowego Nyanga. Na jego obrzeżach znajduje się hotel, który w przeszłości był częścią posiadłości, której właścicielem był Cecil John Rhodes – przedsiębiorca, polityk, wizjoner, który miał wielki wpływ na historię południa Afryki na przełomie XIX i XX wieku. Dość powiedzieć, że człowiek ten zarządzał z ramienia Korony Brytyjskiej terenami dzisiejszego Zimbabwe i Zambii, które wówczas nosiły nazwę Rodezji (od jego nazwiska) i był założycielem firmy wydobywającej diamenty w Kimberley, w dzisiejszym RPA. Odwiedziliśmy ten hotel z nadzieją, że napijemy się tam dobrej kawy, ale kelner (sądząc po stroju pełniący też rolę ogrodnika) zaproponował nam rozpuszczalną Ricoffy. Nieco rozczarowani pojechaliśmy zwiedzić park i włóczyliśmy się po nim do końca dnia. Na noc zatrzymaliśmy się w leśnej przecince i spędziliśmy miły wieczór przy małym ognisku bo było wyjątkowo zimno.
Następnego dnia pojechaliśmy do znajdujących się na granicy z Mozambikiem gór Vumba. Jeździliśmy gruntowymi drogami po porośniętych lasami wzgórzach i rozkoszowaliśmy się widokami na głębokie doliny. Postanowiliśmy odwiedzić Leopard Rock Hotel, w/g naszego przewodnika ulubiony hotel brytyjskiej Królowej Matki. Usiedliśmy na nasłonecznionym tarasie i po zapoznaniu się z menu postanowiliśmy się wykosztować i zamówić kawę. Bardzo miły starszy pan o przyjemnym basowym głosie przyjął zamówienie i po kilkunastu minutach pojawił się ze szklanym dzbanem jakiego używa się do parzenia kawy w papierowych filtrach. Dzban był pęknięty, czego nie zauważył nasz miły kelner, i po chwili biały obrus zalany był kawą. Poprosiliśmy pana o interwencję, ten porwał dzban oblewając nasze i swoje spodnie, wypowiedział adekwatne do sytuacji słowo „shit”, z półki porwał sosjerkę, przelał do niej to co zostało z zamówionej kawy i dumny postawił ją na wielkiej plamie na obrusie. Po chwili strącił szklany dzban na podłogę i powiedział, że nic nie szkodzi bo i tak był pęknięty. Wyobraziliśmy sobie, że Królowa Matka była tu obsługiwana w ten sam sposób i już nic nie było w stanie zepsuć nam dobrego humoru. Oczywiście właściciele hotelu, na fali ‘reform’ Mugabego, także się niedawno zmienili.
Zimbabwe’s Eastern Highlands
On Monday the 18th of October we reached the town of Nyanga, where we stopped at a small garage to have the oil changed in our car’s gearbox. The mechanic who attended to us started speaking in hushed tones about his country’s current political situation. He told us that several years ago there’d been many white residents in Nyanga running small businesses, including the garage we’d come to. Subsequently, some 15 firms were taken over by a local man connected to the ruling regime, who rapidly led to the failure of each of his newly acquired enterprises, whilst their former owners were forced to leave their properties and seek refuge abroad. As we listened intently to what he had to say a man clad in a cream-coloured suit suddenly appeared inside the garage, and as soon as the mechanic caught sight of him the conversation stopped dead. We quickly realised that someone dressed so incongruously probably hadn’t planned on visiting the workshop that day, and, sure enough, we later discovered that he was an agent of the national secret service, who’d come to investigate what we were doing on his patch.
Oil change completed, we bid the mechanic farewell and made our way to Nyanga National Park, starting with a visit to the Rhodes Hotel located on the park’s outskirts. In the 19th century the hotel had been one of the many residences owned by businessman, politician and visionary Cecil John Rhodes – a hugely influential figure in the history of southern Africa. Sanctioned by the British Crown he’d governed the territories of present-day Zimbabwe and Zambia, which he immodestly named Rhodesia, and founded the De Beers diamond mining company in Kimberley, modern-day South Africa. We called at the hotel thinking that it would be a fine place to get a decent cup of coffee, but the waiter (who, judging from his muddied attire, probably also tended the property’s extensive gardens) could only offer us Ricoffy – a fairly uninspiring blend of instant coffee and chicory. Having decided to skip the planned coffee break we set about visiting the national park, which boasts Zimbabwe’s highest peak, though we never actually got to see it as the entire park was shrouded in low-lying clouds, lending an air of fairytale mystery to our trip. We stopped for the night in a forest clearing and lit a small fire to ward off the chill of the evening. The following morning we moved on towards the Vumba Mountains, which skirt the Mozambican border. The dirt roads leading through the mountains were flanked by wooded slopes which here and there opened out onto beautiful views of the steep-sided valleys below. We resolved to pay a visit to the Leopard Rock Hotel, which, according to our guidebook, had been one of the late Queen Mother’s favourite hotels. Its attractive terrace was bathed in sunshine as we took a seat at one of its tables. Having perused the lunchtime menu we chose to treat ourselves to coffee and apple crumble. A very charming elderly waiter with a velvety baritone voice took our order and within twenty minutes reappeared carrying a glass jug full of freshly filtered coffee. Sadly, the jug was cracked, which our amiable waiter hadn’t noticed, and within seconds the white tablecloth was drenched and stained. Having drawn the waiter’s attention to the leaky jug, he quickly picked it up, dripping coffee onto his trousers and exclaiming “Oh shit!” in his dulcet tones, before dashing off to fetch a sauceboat into which he transferred what was left of our brew and then proudly set it on the table in the middle of a now sizeable coffee puddle. A few minutes later he accidentally knocked over the glass jug that he’d set to one side and proclaimed that it was no matter that it was now broken, as it had already been cracked. We made a superhuman effort to stifle our laughter as we imagined the Queen Mother being waited on in similar fashion, and for the rest of the day nothing could dampen our elevated spirits. Needless to say, the hotel has also been taken over by new management within the past few years as part of Mugabe’s ongoing ‘reforms’.
Następnego dnia pojechaliśmy do znajdujących się na granicy z Mozambikiem gór Vumba. Jeździliśmy gruntowymi drogami po porośniętych lasami wzgórzach i rozkoszowaliśmy się widokami na głębokie doliny. Postanowiliśmy odwiedzić Leopard Rock Hotel, w/g naszego przewodnika ulubiony hotel brytyjskiej Królowej Matki. Usiedliśmy na nasłonecznionym tarasie i po zapoznaniu się z menu postanowiliśmy się wykosztować i zamówić kawę. Bardzo miły starszy pan o przyjemnym basowym głosie przyjął zamówienie i po kilkunastu minutach pojawił się ze szklanym dzbanem jakiego używa się do parzenia kawy w papierowych filtrach. Dzban był pęknięty, czego nie zauważył nasz miły kelner, i po chwili biały obrus zalany był kawą. Poprosiliśmy pana o interwencję, ten porwał dzban oblewając nasze i swoje spodnie, wypowiedział adekwatne do sytuacji słowo „shit”, z półki porwał sosjerkę, przelał do niej to co zostało z zamówionej kawy i dumny postawił ją na wielkiej plamie na obrusie. Po chwili strącił szklany dzban na podłogę i powiedział, że nic nie szkodzi bo i tak był pęknięty. Wyobraziliśmy sobie, że Królowa Matka była tu obsługiwana w ten sam sposób i już nic nie było w stanie zepsuć nam dobrego humoru. Oczywiście właściciele hotelu, na fali ‘reform’ Mugabego, także się niedawno zmienili.
Zimbabwe’s Eastern Highlands
On Monday the 18th of October we reached the town of Nyanga, where we stopped at a small garage to have the oil changed in our car’s gearbox. The mechanic who attended to us started speaking in hushed tones about his country’s current political situation. He told us that several years ago there’d been many white residents in Nyanga running small businesses, including the garage we’d come to. Subsequently, some 15 firms were taken over by a local man connected to the ruling regime, who rapidly led to the failure of each of his newly acquired enterprises, whilst their former owners were forced to leave their properties and seek refuge abroad. As we listened intently to what he had to say a man clad in a cream-coloured suit suddenly appeared inside the garage, and as soon as the mechanic caught sight of him the conversation stopped dead. We quickly realised that someone dressed so incongruously probably hadn’t planned on visiting the workshop that day, and, sure enough, we later discovered that he was an agent of the national secret service, who’d come to investigate what we were doing on his patch.
Oil change completed, we bid the mechanic farewell and made our way to Nyanga National Park, starting with a visit to the Rhodes Hotel located on the park’s outskirts. In the 19th century the hotel had been one of the many residences owned by businessman, politician and visionary Cecil John Rhodes – a hugely influential figure in the history of southern Africa. Sanctioned by the British Crown he’d governed the territories of present-day Zimbabwe and Zambia, which he immodestly named Rhodesia, and founded the De Beers diamond mining company in Kimberley, modern-day South Africa. We called at the hotel thinking that it would be a fine place to get a decent cup of coffee, but the waiter (who, judging from his muddied attire, probably also tended the property’s extensive gardens) could only offer us Ricoffy – a fairly uninspiring blend of instant coffee and chicory. Having decided to skip the planned coffee break we set about visiting the national park, which boasts Zimbabwe’s highest peak, though we never actually got to see it as the entire park was shrouded in low-lying clouds, lending an air of fairytale mystery to our trip. We stopped for the night in a forest clearing and lit a small fire to ward off the chill of the evening. The following morning we moved on towards the Vumba Mountains, which skirt the Mozambican border. The dirt roads leading through the mountains were flanked by wooded slopes which here and there opened out onto beautiful views of the steep-sided valleys below. We resolved to pay a visit to the Leopard Rock Hotel, which, according to our guidebook, had been one of the late Queen Mother’s favourite hotels. Its attractive terrace was bathed in sunshine as we took a seat at one of its tables. Having perused the lunchtime menu we chose to treat ourselves to coffee and apple crumble. A very charming elderly waiter with a velvety baritone voice took our order and within twenty minutes reappeared carrying a glass jug full of freshly filtered coffee. Sadly, the jug was cracked, which our amiable waiter hadn’t noticed, and within seconds the white tablecloth was drenched and stained. Having drawn the waiter’s attention to the leaky jug, he quickly picked it up, dripping coffee onto his trousers and exclaiming “Oh shit!” in his dulcet tones, before dashing off to fetch a sauceboat into which he transferred what was left of our brew and then proudly set it on the table in the middle of a now sizeable coffee puddle. A few minutes later he accidentally knocked over the glass jug that he’d set to one side and proclaimed that it was no matter that it was now broken, as it had already been cracked. We made a superhuman effort to stifle our laughter as we imagined the Queen Mother being waited on in similar fashion, and for the rest of the day nothing could dampen our elevated spirits. Needless to say, the hotel has also been taken over by new management within the past few years as part of Mugabe’s ongoing ‘reforms’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz