Minęło 12 miesięcy, przejechaliśmy 70 tysięcy kilometrów i szczęśliwie powróciliśmy do Polski.

Polska, Niemcy, Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, Syria, Jordania, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Malawi, Zambia, Zimbabwe, Botswana, RPA, Namibia, Angola, D.R. Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretania, Sahara Zachodnia, Maroko, Hiszpania, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja, Polska

Twelve months on from our departure, and with 70,000 km behind us, we're now back, safe and sound, in Poland.








English
Polski

niedziela, 13 czerwca 2010

Egipt, Bahariya, 06,06,2010

O 8 rano czekaliśmy przy posterunku policji na pojawienie się naszych przewodników. Zajechały trzy piękne, błyszczące Toyoty LC serii 70 i wkrótce, po odebraniu zezwoleń i zabraniu policjanta, ruszyliśmy konwojem w drogę. Byliśmy bardzo zadowoleni, że możemy pojechać w grupie i nie musimy płacić horrendalnych pieniędzy za wynajęcie przewodnika. Początkowo, aż do pierwszego posterunku na drodze, podróż przebiegała miło i spokojnie.


Później, korzystając z faktu, że asfalt był bardzo dobrej jakości egipscy kierowcy przyspieszyli znacznie i zaczęli śmigać z prędkością 120 km/h. Jako, że temperatura tego dnia znacznie przekraczała 40 stopni nasz Patrol zaczął okazywać oznaki przegrzania. Temperatura oleju niebezpiecznie zaczęła oscylować w okolicy 120 stopni, a nieruchoma dotąd wskazówka temperatury płynu chłodzącego zaczęła przekraczać dopuszczalną w Patrolu połowę skali. Niestety nie miałem wyjścia i musiałem poganiać biedne auto z tą nadzieją, że wkrótce miała się skończyć dobra droga i prędkość podróży spadnie. Mówią, że nadzieja matką głupich i może coś celnego jest w tym stwierdzeniu, bo po wjechaniu na dziurawy asfalt który zmienił się w tarkę o wysokości 15 cm nasza prędkość podróżna spadła do 110 km/h. Miejscami samochód tracił przyczepność i jechał sobie bokiem. Było to o tyle niemiłe, że na poboczu czekały na nas zwały piachu.



Samochód nie przestał się grzać, dodatkowo doszła obawa o to czy dojedziemy w jednym kawałku. Nasz załadowany samochód waży 2900 kg i tylko dzięki temu, że posłuchaliśmy Traska i zainwestowaliśmy w solidne zawieszenie udało się przeżyć tę szaleńczą jazdę bez strat. Zobaczymy później czy nie pojawią się pęknięcia w przednim pasie karoserii.

Nie musze dodawać, że do Bahariya dojechaliśmy wykończeni. Z pewnością nie pomógł fakt, że by odciążyć silnik mieliśmy włączone ogrzewanie i w efekcie byliśmy ugotowani jak jajka na twardo.

NIGDY WIĘCEJ PUSTYNNYCH KONWOJÓW Z EGIPSKIMI KIEROWCAMI!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy