Tanzania to kraj sporych rozmiarów, złych dróg i bardzo drogich parków narodowych. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli dalej będziemy podróżować w tym samym co dotychczas tempie, to nasz plan powrotu do Europy zachodnim wybrzeżem Afryki może być zagrożony. Postanowiliśmy więc, że Tanzanię potraktujemy jako kraj tranzytowy w drodze na południe kontynentu. By nie tracić czasu na jazdę do przejścia granicznego pomiędzy Ugandą, a Tanzanią w Mutukula, postanowiliśmy zaoszczędzić kilometrów i skierowaliśmy się z Mbarara szutrowymi drogami do małego przejścia w Nkurungu. Tam, jak nas zapewniono, szybko i sprawnie przekroczymy granicę. Początkowo jechaliśmy pięknymi szerokimi szutrami, mijając malownicze wioski, ale w miarę zbliżania się do Tanzanii droga stawała się węższa, by w końcu przerodzić się w szlak, na którym mieścił się tylko jeden samochód. Niezrażeni parliśmy do przody, wszak jesteśmy w Afryce i nie ma się co dziwić, że droga jakaś wąska. Po jakimś czasie stanęliśmy zakłopotani, bo nasz GPS wskazywał, że przekroczyliśmy już granicę. Dyskutowaliśmy co dalej robić kiedy podjechał do nas motocykl z 3 mężczyznami którzy potwierdzili, że jesteśmy już w Tanzanii i żadnego oficjalnego przejścia w tym rejonie nie ma. Nielegalni przekroczyliśmy granicę, w dodatku nie mając wiz, bo te chcieliśmy kupić na legalnym przejściu. Nie chciało nam się zawracać i postanowiliśmy, że wjedziemy na oficjalne przejście graniczne od strony tanzańskiej, bo zaoszczędzi nam to spory kawał drogi. Mieliśmy nadzieję, że uda się wytłumaczyć celnikom naszą sytuację. Trochę zestresowani jechaliśmy przed siebie, mijając po drodze największe uprawy trzciny cukrowej jakie w życiu widzieliśmy – ciągnęły się na przestrzeni ponad 20 kilometrów, aż do wielkiej przetwórni produkującej cukier.
Na granicy zajęło nam trochę czasu wytłumaczenie, że chcemy wjechać do Tanzanii, a nie z niej wyjeżdżać. Po wyjaśnieniach przeszliśmy na stronę ugandyjską załatwić formalności wyjazdowe, po czym kupiliśmy wizy tanzańskie. Nie obyło się tu bez scysji z urzędnikiem imigracyjnym, który odmawiał nam wydania 14-dniowej wizy tranzytowej, bo na wniosku napisaliśmy, że jedziemy turystycznie. Po wymianie argumentów, kiedy wydawało się, że nic nie wskóramy, oficer zaskoczył nas zezwalając na tranzyt. Zaoszczędziliśmy 40 USD.
Tego dnia dojechaliśmy do Bukoba, małego miasteczka nad Jeziorem Wiktorii i przenocowaliśmy tam na piaszczystej plaży.
Na granicy zajęło nam trochę czasu wytłumaczenie, że chcemy wjechać do Tanzanii, a nie z niej wyjeżdżać. Po wyjaśnieniach przeszliśmy na stronę ugandyjską załatwić formalności wyjazdowe, po czym kupiliśmy wizy tanzańskie. Nie obyło się tu bez scysji z urzędnikiem imigracyjnym, który odmawiał nam wydania 14-dniowej wizy tranzytowej, bo na wniosku napisaliśmy, że jedziemy turystycznie. Po wymianie argumentów, kiedy wydawało się, że nic nie wskóramy, oficer zaskoczył nas zezwalając na tranzyt. Zaoszczędziliśmy 40 USD.
Tego dnia dojechaliśmy do Bukoba, małego miasteczka nad Jeziorem Wiktorii i przenocowaliśmy tam na piaszczystej plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz