Wodospady Wiktorii powstały w wyniku ruchów tektonicznych. W ziemi powstała poprzeczna do biegu wody w rzece szczelina która osiągnęła głębokość prawie 100 metrów. Takich szczelin powstało już kilka i za każdym razem wodospady zmieniały swoje położenie. Teraz geolodzy wypatrzyli kolejne pęknięcia w dnie rzeki Zambezi, tak więc za niedługo (w pojęciu geologicznym niedługo może oznaczać miliony lat) wodospady przesuną się na północ w stronę miasta Livingstone w Zambii. Granica pomiędzy Zambią a Zimbabwe biegnie środkiem rzeki i przecina w połowie wysoko położony most, ten sam po którym Pudzianowski ciągnął pociąg na wygranych przez siebie mistrzostwach świata siłaczy. Spotkaliśmy tam rzeźbiarza, który nam powiedział, że nasz siłacz zamówił u niego dwie wielkie, hebanowe rzeźby i że miło się sprzedawało swoje prace zawodnikom, bo duzi chłopcy zamawiali tylko duże dzieła.
Widoki z mostu są oszołamiające, lecz ogromna wysokość i strome skały sprawiły, że poczułem się nieswojo, a nogi się pode mną ugięły kiedy zobaczyłem jak ludzie skaczą w tę otchłań na bungee. Zambezi ma reputację jednej z najlepszych rzek do urządzania spływów pontonowych. Niestety z powodu panującej pory suchej poziom wody jest teraz niski, co grozi bliskim kontaktem z wystającymi z wody skałami. Poza tym trzeba mieć świadomość, że po wywrotce możemy natknąć się na hipopotama lub krokodyla co dodatkowo podnosi poziom adrenaliny we krwi. Przez moment rozważałem możliwość skorzystania z tej rozrywki, ale przypomniałem sobie spływ w Jinja w Ugandzie i zdecydowałem, że nie ma co zbytnio kusić losu.
Po południu weszliśmy do parku narodowego Victoria Falls by podziwiać wodospady. Co nas od samego początku uderzyło to ogromny kontrast pomiędzy Zimbabwe i Zambią w zagospodarowaniu i przygotowaniu miejsca na odwiedziny turystów. Mimo kryzysu i niestabilnej politycznie sytuacji w Zimbabwe centrum dla zwiedzających wciąż świadczy o poprzednich latach świetności tego kraju i jest zrobione na najwyższym poziomie.
Wodospady oszołomiły nas swoim pięknem i potęgą. Niemal każdy zmysł bierze udział w ich poznaniu: widzisz gigantyczną ilość wody spadającą w przepaść, słyszysz towarzyszący temu huk i czujesz jak drży ziemia, na ciało opada zimna mgiełka wodnego pyłu, a do płuc wciągasz wilgotne powietrze i podziwiasz to wszystko oszołomiony natłokiem wrażeń.
Mieliśmy szczęście, że wodospady odwiedziliśmy w porze suchej, ponieważ w porze deszczowej ciężko cokolwiek zobaczyć z powodu przesłaniającego wszystko wodnego aerozolu powstałego w wyniku wielkiego impetu uderzającej w ziemię wody.
Pełni wrażeń zostaliśmy na noc w Victoria Falls.
Widoki z mostu są oszołamiające, lecz ogromna wysokość i strome skały sprawiły, że poczułem się nieswojo, a nogi się pode mną ugięły kiedy zobaczyłem jak ludzie skaczą w tę otchłań na bungee. Zambezi ma reputację jednej z najlepszych rzek do urządzania spływów pontonowych. Niestety z powodu panującej pory suchej poziom wody jest teraz niski, co grozi bliskim kontaktem z wystającymi z wody skałami. Poza tym trzeba mieć świadomość, że po wywrotce możemy natknąć się na hipopotama lub krokodyla co dodatkowo podnosi poziom adrenaliny we krwi. Przez moment rozważałem możliwość skorzystania z tej rozrywki, ale przypomniałem sobie spływ w Jinja w Ugandzie i zdecydowałem, że nie ma co zbytnio kusić losu.
Po południu weszliśmy do parku narodowego Victoria Falls by podziwiać wodospady. Co nas od samego początku uderzyło to ogromny kontrast pomiędzy Zimbabwe i Zambią w zagospodarowaniu i przygotowaniu miejsca na odwiedziny turystów. Mimo kryzysu i niestabilnej politycznie sytuacji w Zimbabwe centrum dla zwiedzających wciąż świadczy o poprzednich latach świetności tego kraju i jest zrobione na najwyższym poziomie.
Wodospady oszołomiły nas swoim pięknem i potęgą. Niemal każdy zmysł bierze udział w ich poznaniu: widzisz gigantyczną ilość wody spadającą w przepaść, słyszysz towarzyszący temu huk i czujesz jak drży ziemia, na ciało opada zimna mgiełka wodnego pyłu, a do płuc wciągasz wilgotne powietrze i podziwiasz to wszystko oszołomiony natłokiem wrażeń.
Mieliśmy szczęście, że wodospady odwiedziliśmy w porze suchej, ponieważ w porze deszczowej ciężko cokolwiek zobaczyć z powodu przesłaniającego wszystko wodnego aerozolu powstałego w wyniku wielkiego impetu uderzającej w ziemię wody.
Pełni wrażeń zostaliśmy na noc w Victoria Falls.