Minęło 12 miesięcy, przejechaliśmy 70 tysięcy kilometrów i szczęśliwie powróciliśmy do Polski.

Polska, Niemcy, Czechy, Słowacja, Węgry, Serbia, Macedonia, Grecja, Turcja, Syria, Jordania, Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Malawi, Zambia, Zimbabwe, Botswana, RPA, Namibia, Angola, D.R. Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Nigeria, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretania, Sahara Zachodnia, Maroko, Hiszpania, Francja, Włochy, Słowenia, Węgry, Słowacja, Polska

Twelve months on from our departure, and with 70,000 km behind us, we're now back, safe and sound, in Poland.








English
Polski

środa, 2 czerwca 2010

Jordania 23,05,2010 – niedziela

Rankiem długo wylegiwaliśmy się w samochodzie, odpoczywając po trudach zwiedzania Petry. Zbieraliśmy się bardzo powoli w dalszą drogę, aż nadjechał samochód. Jego kierowca pokręcił się trochę po okolicy, zabawiał się próbując podjechać pod stromą diunę, a w końcu wiedziony ciekawością przyszedł nas odwiedzić i zaprosić na herbatę. Ahmed nazbierał kilka małych uschniętych krzaczków, nalał do czajniczka wody, wsypał do niego z pół kilograma cukru i zabrał się za rozpalanie ognia. Bardzo wiało i jego starania nie przynosiły efektu, co zmusiło go do zastosowania metody żukowskiej, jakiej używa nasz przyjaciel Waldek do rozpalania ogniska. Pól litra benzyny załatwia sprawę.


Ahmed zajmuje się hodowlą wielbłądów i kiedy nachodzi go ochota na wypicie herbaty bądź przekąszenie czegoś solidniejszego jedzie samochodem poszukać cienia, rozpala ogień i przygotowuje sobie posiłek.
Rozstaliśmy się z Achmedem i obraliśmy kierunek na Wadi Rum, gdzie na pustyni, urządzono park narodowy. Po drodze zatankowaliśmy paliwo i zostaliśmy obdarowani przez obsługującego stację trzema dorodnymi arbuzami.

Niestety cena wstępu na teren Wadi była porażająca, a urok tego miejsca nie dorównuje urokom terenów które mamy zamiar odwiedzić w Egipcie i Sudanie. Zrezygnowaliśmy więc ze zwiedzania i pojechaliśmy w stronę Aqaba, gdzie zajechaliśmy do portu by kupić bilety na prom do Egiptu. Powiedziano nam, że następnego dnia rano powinniśmy przyjechać około 10 i załatwimy wszystko od ręki.
Od Andrei i Achima poznanych w Jerash wiedzieliśmy, że na ostatniej plaży w mieście można „kampować” bezpłatnie i są tam do dyspozycji toalety i prysznice. Spędziliśmy tu noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy